Zaskakującym jest fakt, że większość osób zapytanych dlaczego chcą studiować biznes w Wielkiej Brytanii za powód podaje chęć doszlifowania języka i poznania innych kultur. Oczywiście są to ważne i niezaprzeczalne aspekty, ale warto także pamiętać o zasadniczych różnicach w sposobie kształcenia i systemie edukacji na Wyspach, które czynią z tamtejszych uniwersytetów miejsca znacznie różniące się od „SGHu po angielsku”.
Doświadczywszy dwóch systemów edukacji, subiektywnie wskazywać będę zalety brytyjskiego sposobu kształcenia, który uważam, w dziedzinie biznesu, o wiele lepiej przygotowuje absolwentów do wejścia na rynek pracy w XXI wieku.
Poniżej podstawowe różnice do subiektywnej interpretacji.
1. Sposób testowania wiedzy
Na ściśle ścisłych przedmiotach możesz spotkać się z jednym lub dwoma testami ABC, jednak większość wykładowców wymagać będzie napisania tzw. courseworku (20-50% oceny semestralnej). Jest to praca (zazwyczaj grupowa), która poprzez prezentację, arkusze w excelu i dołączony raport odpowiada na skomplikowane i wąskie zapytanie z danej dziedziny. Zapewniam was, że absolutnie nic nie nauczy was teoretycznego podłoża biznesowych zagadnień tak, jak miesiące wertowania artykułów i książek w poszukiwaniu odpowiedzi na konkretne pytania, przeprowadzone rozmowy z ekspertami lub wielogodzinne dyskusje z członkami grupy.
Przykładowe tematy to: „wpływ innowacji dysruptywnej na wybraną dziedzinę gospodarki”, „raport konsultingowy dla firmy borykającej się z problemem rozłożenia materiałów w magazynach (podane dane)”, „8 nurtów filozoficznych w ocenie moralnej przedsięwzięć wybranego przedsiębiorstwa”, „wpływ teorii guru zarządzania XX wieku na motoryzację”, „pomysł na rozwój praktyk HR w wybranym przedsiębiorstwie”, itp., itd.
2. Mniejsza ilość przedmiotów
Studiując w Londynie miałam nie więcej niż 5 przedmiotów na semestr co i tak wiązało się z ogromną ilością materiału do przygotowania na egzaminy i podczas courseworków. Zaliczenie każdego na „firsta” (powyżej 70%) wymagało ode mnie zrozumienia nie tylko teorii, ale i zrozumienia jej aplikacji w świcie biznesu. Jasne, slajdy też stanowiły część materiału do wykucia, ale zakres jednego przedmiotu pozwalał na jego zrozumienie i zapamiętanie teorii, z których korzystam do dziś.
3. Współpraca ze światem biznesu
Realna i namacalna. Z naszych raportów korzystały na firmy takie jakie Volkswagen czy Barclays, a courseworki często opierały się na ścisłej współpracy z korporacjami, które traktowały nas jako darmową, ale cenną grupę konsultantów. 60% oceny z przedmiotu „Systems Thinking for Consultants” opierało się na feedbacku od szefowej działu HR na Europę banku Santander, z którą przez pół roku pracowaliśmy nad nową strategią motywacji dla pracowników placówek detalicznych.
4. Wiedza z pierwszych stron gazet
Wiadomo, teorię na pierwszym czy drugim roku Ekonomii i Zarządzania w Praktyce poznawaliśmy z podręczników. Jednak większość przedmiotów opierała się wyłącznie na ostatnich artykułach z Harvard Business Review czy pracy doktorantów z naszej uczelni. Pozwoliło mi to orientować się w nowym teoriach, rozumieć ich podłoże (np. nowe teorie Portera w kontraście do jego tradycyjnego modelu pięciu sił) i stanowić prawdziwą wartość dodaną dla przedsiębiorstwa działającego w XXI wieku.
5. Indywidualne podejście
Każdy, na cały kres studiów dostaje prywatnego „tutora”. Jest to przedstawiciel kadry akademickiej, niekoniecznie wykładający, z którym spotkania ustalamy sami przynajmniej cztery razy w roku. Może pomóc nam w wyborze tematu pracy, zaciekawić swoją pracą badawczą lub przekazać CV wpływowemu koledze.
6. Networking
Uczelnie w Londynie świetnie zdają sobie sprawę ze swojej przewagi lokalizacyjnej. Studiując w europejskiej stolicy finansów, przedsiębiorczości i innowacji szkoda byłoby nie starać się budować sieci kontaktów, w czym zdecydowanie pomaga szkoła.
Regułą są darmowe bilety na bankiety przedsiębiorców, spotkania z inwestorami, pokazy filmów dokumentalnych na których zapraszani są ich bohaterowie, spotkania z liderami światowego biznesu (jak Richard Branson czy Bill Clinton) oraz różnorakie gale, gdzie darmowy szampan i przekąski stanowią jedynie subtelny dodatek do śmietanki uniwersyteckiego i biznesowego towarzystwa.
7. Sandwich Year
Większość uczelni oferuję tzw. Sandwich Year, kiedy to student może opuścić uczelnię między drugim a trzecim rokiem i podjąć roczny, płatny staż zawodowy. Dla wielu jest to potwierdzenie wymarzonej kariery i walka o kontrakt z firmą już przed rozpoczęciem ostatniego roku studiów.
Dla innych jednak jest to ważny zimny prysznic, który zagubionym ułatwia przynajmniej zrozumienie czego na pewno w życiu nie chcą robić i ratuje od podjęcia długoterminowych kontraktów po studiach. Jest to też możliwość wypróbowania sił w różnych gałęziach gospodarki bez większych zobowiązań. Płace w korporacjach za taki rok wynoszą około 21 000 GBP rocznie.
8. Graduacja
Ukoronowaniem trudów uczelnianych jest uroczystość graduacji, na którą wszyscy studenci muszą stawić się w czarnych togach i akademickich czapkach znanych nam z Amerykańskich filmów. Jest to niesamowite przeżycie uwiecznione na zdjęciach wręczanych babciom, ciociom i kuzynom.
Widok czapki z frędzlem wyrzuconej w powietrze oraz długie oklaski przy odbieraniu dyplomu od dziekana pozwalają zrozumieć prawdziwe znaczenie podjęcia trudu wyższej edukacji i przynależność do elitarnego jeszcze grona uprzywilejowanych dyplomem uczelni wyższej na świecie. Bo oprócz papierka powinno przecież chodzić o poszerzanie horyzontów, rozwijanie wiedzy umożliwiającej wpływ na innowację światową, doświadczenie wymiany myśli z rówieśnikami i inne podobne kwestie, choć brzmiące naiwnie, przynajmniej dla mnie stanowiące motywacyjny filar rozwoju poprzez edukację.
Czytaj też:
7 nawyków ludzi bardzo produktywnych.
Bezrobocie inaczej, czyli o plusach nieposiadania pracy.
10 oznak, że czas uciekać z korpo.
Otrzymuj najlepsze teksty z Elab Magazine prosto na Twojego maila! Wystarczy się zapisać przez formularz. Prosta sprawa.